niedziela, 11 grudnia 2016

Krzyż pokutny. Leśna

 Krzyż pokutny w Leśnej (pow. lubański) jest wmurowany w przyporę kościoła pomocniczego Chrystusa Króla. Jego wysokość to 120 cm, dobrze widoczny ryt narzędzia zbrodni - miecza. 
Leśniański zabytek to rzadko spotykany krzyż kolisty - z okrągłą aureolą przecinającą ramiona.

Warto odwiedzić teren przykościelny nie tylko ze względu na krzyż pokutny. W ścianach kościoła oraz w murze kościelnym znajdują się piękne epitafia - pozostałości po dawnym cmentarzu. Najstarsze z nich pochodzą z XVI wieku. 

niedziela, 4 grudnia 2016

Pałac Baworowo. Leśna

Baworowo dawniej było odrębną miejscowością, a od 1945 roku jest to dzielnica Leśnej (pow. lubański). Tutejszy pałac powstał w 1880 roku i do końca drugiej wojny światowej był własnością rodziny von Blissing. 
Po zajęciu miasta przez Polaków i przemianowaniu Marklissy na Leśną teren pałacowy był użytkowany jako PGR. Gospodarstwo mieściło się w zabudowaniach folwarcznych, natomiast sam pałac niszczał. 

W 2000 roku rozpoczęto remont pałacu, w którym miał powstać ośrodek wypoczynkowy. Niestety... Sześć lat później wybuchł pożar. Po pożarze konieczne było rozebranie dachu. Pozostały tylko ściany zewnętrzne. 

Obecnie obiekt jest wystawiony na sprzedaż - projekt odbudowy jest imponujący, można go obejrzeć tutaj. Budynek pałacowy i zabudowania folwarczne miałyby pomieścić hotel, restaurację, dwie sale konferencyjne, salon SPA i kryty basen... Brzmi pięknie, ale patrząc na współczesny stan pałacu naprawdę trudno sobie wyobrazić realizację tej inwestycji. 

sobota, 12 listopada 2016

Mrówcza praca. Zamek w Świeciu

Mieliśmy przyjemność wędrować po zamku w Świeciu (gm. Leśna, pow. lubański) w towarzystwie jego obecnych właścicieli. Małżeństwo kupiło ruinę 12 lat temu. Od tamtej pory trwa tu nieustanny remont - nie jest dofinansowywany z żadnych dodatkowych źródeł, właściciele podnoszą zamek z gruzów z własnych środków.

Wydawałoby się, że 12 lat to bardzo dużo i że można w ciągu tego czasu zakończyć remont. Ale okazuje się, że to bardzo krótki okres - jeśli wziąć pod uwagę właściwie brak finansowego wsparcia z zewnątrz i ograniczone zasoby ludzkie (w zamku była tylko dwójka właścicieli i jeden pan, który uzupełniał ubytki w murze przy części pałacowej). 

Tak naprawdę bardzo dużo już zrobiono, co widać w porównaniu z wcześniejszym stanem (do obejrzenia tutaj). Przed remontem wykonano prace archeologiczne (rezultaty będzie można obejrzeć w salach wystawowych, na które przeznaczono piwnice). Ruiny zostały oczyszczone z krzewów, gruzu i warstw ziemi, która przysypała fragmenty budowli. Częściowo zrekonstruowano kaplicę i karczmę. Praca trwa nieustannie - nie jest ważne jej tempo, ale zaangażowanie i wysiłek gospodarzy. Naprawdę zasługują wielki szacunek! Wejście do zamku jest możliwe wyłącznie za zgodą właścicieli (wstęp na dziedziniec zamkowy: 5 zł).

 Historia zamku jest naprawdę pechowa - płonął wielokrotnie, niszczyły go pioruny, pożary i wichury. Powstał w XIV w. jako element systemu obronnego Kwisy. W 1527 r. na skutek uderzenia pioruna wybuchł pożar - zamek wówczas przebudowano. Na początku XVIII wieku zamczysko po raz drugi płonęło. Znów go przebudowano, ale niebawem von Uechtritzowie, ówcześni właściciele, opuścili zamek, który nie spełniał ich wymagań. W 1827 r. kolejny piorun spowodował pożar... W 1915 r. ruinę dobiła nawałnica. Może teraz czekają go lepsze czasy? 

niedziela, 6 listopada 2016

Mauzoleum Wollerów. Leśna


Mauzoleum rodzinny Woller w Leśnej (pow. lubański) zrobiło na nas ogromne wrażenie. Nie spodziewaliśmy się czegoś tak monumentalnego! Jest bardzo zdewastowane, ale pomimo tego nadal niesamowicie piękne. 
Jednocześnie jest to miejsce wstrząsające - przecież to grobowiec, w którym według tego artykułu mieściło się przynajmniej dziesięć trumien. Gdzie są te trumny? Gdzie są ludzkie szczątki? Nie ma po nich najmniejszego śladu! Co się z nimi stało? Trudno sobie nawet wyobrazić, jak wyglądało powojenne szukanie "skarbów" w miejscu, które miało zapewnić Wollerom wieczne odpoczywanie...  

Kim byli Wollerowie? Wypada zacząć od tego, że od XIX w. w miasteczku Marklissa (Leśna) rozwijał się przemysł włókienniczy, do którego przyczyniła się działalność spółki Concordia - jej właścicielami byli właśnie bracia Woller.  W 1880 roku Samson Woller zlecił zaprojektowanie rodzinnego mauzoleum. Jak wynika z pierwszych planów, miało być ono zlokalizowane w Bunzlau (Bolesławiec), gdzie mieściła się największa filia Concordii. Woller zdecydował się jednak na Leśną, prawdopodobnie z powodu większych walorów krajobrazowych miasteczka, ale też dlatego, że tu urodziła się jedna z jego córek, tu też rozpoczęła się kariera włókienniczego potentata. Projektant, Carl Ludecke (twórca m.in. pałacu w Kopicach, wrocławskiej Nowej Giełdy i Dworca Świebodzkiego) kilkukrotnie - na życzenie Wollera - zmieniał projekt.

W końcu powstał dwupiętrowy grobowiec o wysokości 15 metrów. Na dolnym poziomie znajdowała się krypta grobowa, na górnym - ołtarzyk oświetlany przez naturalne światło wpadające do wnętrza przez okulus - okrągły otwór w kopule. Były też dwa osobne wejścia - dolne do pomieszczenia z trumnami i górne, do którego prowadziły schodki rozmieszczone po obu stronach kolumnady. Dzisiaj nie ma już schodków, nie ma też piętra, nie ma śladu po trumnach...

Ponieważ nie ma piętra, po wejściu do grobowca znaleźliśmy się od razu w krypcie. Są tu trzy półkoliste wnęki przypominające absydy - puste... To, co zwraca szczególną uwagę, to okulus. Przyglądając się uważnie sklepieniom wokół podstawy kopuły, można dostrzec kolejne niezwykłe ślady dawnej świetności mauzoleum. W czterech rogach znajdują się pozostałości po freskach przedstawiających anioły, które symbolizowały przejście z krainy doczesnej do świata wiecznego. Żaden nie zachował się w całości. Tylko na jednym fresku widać fragment anielskiej twarzy, na pozostałych można rozpoznać stopy i szaty. 

Podobno miasto planuje renowację mauzoleum i rewitalizację przestrzeni wokół niego - dawnego parku. Wycięto krzewy, które do niedawna prawie całkiem zasłaniały grobowiec, uporządkowano jako tako teren, postawiono barierkę przy stromym uskoku nad niewielkim jeziorkiem. Być może uda się ocalić to miejsce, na co bardzo liczymy. Niestety, nawet odnowienie budowli nie zatrze śladów po tym, że stała się łupem cmentarnych hien... 

piątek, 4 listopada 2016

Pałac w Żarskiej Wsi. Revisit

O pałacu w Żarskiej Wsi pisaliśmy w 2015 roku w tym poście. Niedawno ponownie odwiedziliśmy to miejsce. Jadąc DK 4 w stronę Zgorzelca dostrzegliśmy pałacową wieżę - z oddali wydawało się, że czegoś ubyło w porównaniu z marcem 2015. 
Rzeczywiście - gdy dotarliśmy w pobliże pałacu, okazało się, że części kopuły już nie ma. Budynek rozpada się kawałek po kawałku. Ciekawe, co zniknie w 2017?

czwartek, 27 października 2016

Krzyż pokutny. Trójca

Na krzyżu pokutnym w Trójcy koło Zgorzelca wyryto wizerunek włóczni, który dziś niestety jest już słabo widoczny. 
Chociaż przez setki lat kształt krzyża się zatarł, ciągle jeszcze można rozpoznać w nim rzadko spotykany krzyż kolisty - z aureolą, która przecina jego ramiona (przypomina trochę krzyż celtycki). Aureola jest wyraźniej widoczna z tylnej strony krzyża.

Krzyż znajduje się na uboczu wsi. Żeby do niego dotrzeć, należy na samym początku Trójcy skręcić w pierwszą asfaltową uliczkę prowadzącą w lewo (jadąc od strony Zgorzelca), a potem na niewielkim skrzyżowaniu znów w lewo. 
Trzeba minąć zabudowania (z tej strony wsi ostatni dom ma numer 117) i dojechać do miejsca, w którym kończy się droga asfaltowa - przechodzi w gruntową, która dalej przecina las. 

To własnie na samym skraju lasu znajduje się krzyż pokutny, otoczony ze wszystkich stron niskim płotkiem. Płotek jest widoczny już przy samym wejściu do lasu, więc jeśli znajdziecie się na tym krańcu wsi, nie będziecie już mieli problemu ze znalezieniem krzyża. 

niedziela, 16 października 2016

Ruiny kościoła ewangelickiego. Miłków

Kościół ewangelicki w Miłkowie (pow. jeleniogórski, gm. Podgórzyn) wybudowano w latach 1754-1755. Został opuszczony w 1946 roku, gdy ze wsi wysiedlono ludność niemiecką. Po drugiej wojnie światowej osadnicy-Polacy rozebrali ołtarz i organy, zdemontowali trzy kościelne dzwony. W 1980 roku usunięto dach, który wtedy już groził zawaleniem. Zostały tylko ściany i wieża. 

Główny portal został zamurowany, a użyto do tego m.in. płyt nagrobnych z przedwojennego niemieckiego cmentarza (podobnie jak do budowy śmietnika cmentarnego przy działającym kościele w Miłkowie, o którym pisaliśmy tutaj przy okazji opisu tamtejszych krzyży pokutnych). 

Według miejscowej legendy kościół jest przeklęty - podobno ludzie, którzy brali jakikolwiek udział w pracach rozbiórkowych, zapadali na śmiertelną chorobę. Każdy, kto przyczynił się do rozebrania świątyni, wkrótce umierał. Właśnie dlatego kościół nie zniknął całkowicie z powierzchni ziemi.

Ciekawostka warta zaznaczenia: po lewej stronie portalu, tuż przy ziemi, zachowała się mała płaskorzeźba z masońskimi symbolami - cyrklem i węgielnicą podtrzymywanymi przez dwa lwy. Jej usytuowanie może świadczyć, że jest to kamień węgielny położony pod budowę kościoła. 

Dawniej wokół świątyni znajdował się ewangelicki cmentarz, teraz są tu groby Polaków-katolików. Niemniej jednak kilkadziesiąt starych nagrobków przetrwało do dzisiaj - zostały zgrupowane w jednym miejscu i rozmieszczone w dwóch rzędach, dzięki czemu powstało niewielkie lapidarium. 
Wśród ocalonych płyt nagrobnych warta uwagi jest mogiła malarza i grafika Hansa Seydela (1866-1916), ozdobiona rzeźbą przedstawiającą malarską paletę i pędzle. 

Kościół znajduje się w samym centrum Miłkowa, przy drodze do Sosnówki. Trudno go nie zauważyć, ponieważ wysoka wieża góruje nad miejscowością - widać ją doskonale z drogi prowadzącej z Jeleniej Góry do Karpacza. 

sobota, 1 października 2016

Krzyże pokutne. Miłków

 Z trzech krzyży pokutnych w Miłkowie (gmina Podgórzyn, pow. jeleniogórski) najciekawszy jest ten najmniejszy (wygląda zresztą na to, że jego podstawa jest złamana). Widnieje na nim ryt miecza, a na ramionach... ryty stóp. Prawdopodobnie są one symbolem zawodu ofiary - szewca. Według innej interpretacji są to stopy rycerza w zbroi, traktowane jako... narzędzie zbrodni. Na tablicy informacyjnej umieszczonej przy krzyżach czytamy: "(...) wzburzony rycerz po cięciu mieczem mógł, będąc w afekcie, zadeptać swoją ofiarę, co przy wadze ówczesnego uzbrojenia nie było wcale rzeczą trudną". Drugi krzyż posiada ryt kuszy. Trzeci nie ma rytu, widoczne jest pęknięcie poniżej ramion. Odkryto go przypadkowo po wojnie, dzięki temu, że z muru kościelnego odpadł fragment tynku. Wszystkie trzy krzyże są wmurowane w zewnętrzną stronę muru otaczającego kościół św. Jadwigi. Pomiędzy nimi umieszczono - moim zdaniem dość niefortunnie - współczesną kapliczkę.

Warto przejść się wokół kościoła z kilku powodów. Oprócz krzyży pokutnych jest tu też pręgierz o wysokości 135 cm. Dawniej był wmurowany w ogrodzenie, o czym świadczą fragmenty mocowania. Zaraz za bramą kościelną kolejne ciekawe obiekty - odrestaurowane epitafia, prawdopodobnie barokowe - putto plus ludzka czaszka równa się barok ;). To nie wszystko - jest tu jeszcze... śmietnik cmentarny. Został zbudowany m.in. z niemieckich nagrobków przedwojennych mieszkańców wsi Arnsdorf (Miłkowa). 

niedziela, 25 września 2016

Zamek Chojnik. Sobieszów

Zamek Chojnik (Chojnasty, Kynast) nigdy nie został zdobyty. Warownię Schaffgotschów położoną na wysokości 627 m n.p.m. zniszczyło uderzenie pioruna w 1675 roku. Już w XIX wieku ruina była popularną sudecką atrakcją - znajdowała się tu gospoda i schronisko turystyczne. Po II wojnie światowej zamek był kilkukrotnie remontowany - teraz (wrzesień 2016) trwa kolejny remont. 

Na Chojnik wchodziliśmy od strony Sobieszowa (dzielnica Jeleniej Góry). Prowadzą stąd dwa szlaki - czerwony i czarny. Szlak czerwony nie jest wymagający - niedawno całą trasę wybrukowano i idzie się tędy jak na spacerku po parku. Zdecydowanie polecamy szlak czarny - wiedzie on przez Zbójeckie Skały i na tym odcinku jest najbardziej wymagający. Jest o wiele trudniejszy niż czerwony, ale także o wiele bardziej malowniczy! Na wysokości Skalnego Grzyba łączy się zresztą ze szlakiem czerwonym. Po przejściu przez Zbójeckie Skały jest już tylko łatwiej. Czas przejścia czarnego szlaku to ok. 45 minut.

Wejście na zamek jest płatne - 6 zł bilet normalny i 4 zł ulgowy (dodatkowo u podnóża góry należy uiścić opłatę za wejście na teren Karkonoskiego Parku Narodowego). Największą atrakcją jest możliwość wejścia na wieżę, skąd można podziwiać zamkowy dziedziniec i panoramę Karkonoszy. 

Zamek ma oczywiście swojego ducha. Jak głosi legenda właściciel zamku powodowany pychą postanowił objechać konno mury warowni. Próba nie powiodła się - pyszałek spadł w przepaść. Jego córka Kunegunda, pogrążona w żałobie, postanowiła, ze odda rękę temu, kto zdoła objechać zamek na grzbiecie konia. Oczywiście wszyscy śmiałkowie ginęli marnie. Razu pewnego zjawił się rycerz, na widok którego serce Kunegundy zabiło mocniej. Rycerz ów dokonał niemożliwego - okrążył konno zamek. Oświadczył jednak księżniczce, że nie weźmie jej za żonę, bo zginęło przez nią tylu nieszczęśników. Rycerz odjechał, a Kunegunda w wielkiej rozpaczy rzuciła się w urwisko. 

piątek, 9 września 2016

Zamek Henryka. Wzgórze Grodna, Marczyce

Wzgórze Grodna o wysokości 506 m n.p.m. to najwyższy szczyt Wzgórz Łomnickich i wzniesienie należące do Korony Sudetów Polskich. Na szczyt prowadzą dwa szlaki: żółty ze Staniszowa i niebieski z Marczyc (gmina Podgórzyn, pow. jeleniogórski). My wybraliśmy szlak niebieski - bardziej wymagający, zwłaszcza w końcowej partii, kiedy podejście wznosi się dosyć stromo. Przy tym szlaku znajdują się skałki - Skalna Ściana i Urwisko. Warto wybrać tę trasę choćby po to, aby zatrzymać się na chwilę na skałce Urwisko - roztacza się z niej piękny widok na zbiornik Sosnówka i Karkonosze. 

A na samym szczycie Grodnej znajdziecie ruiny zamku Henryka. Jeszcze kilka lat temu było to opuszczone miejsce, teraz zamek jest remontowany - w wieży zainstalowano schody, można już wejść na górę (przed remontem schodów nie było). Podczas naszego wypadu remont nadal trwał - w części przylegającej do wieży.
Prace są prowadzone m.in. dzięki opłacie za wstęp na wieżę widokową: 5 zł za bilet normalny, 3 zł za ulgowy. Wieża jest czynna od maja do października od 10:00 do 17:00. 

A cóż to w ogóle za budowla? Przez lata uważano, że zamek został wybudowany jako sztuczna ruina w wyniku rywalizacji między możnymi sudeckmi rodami. Według tej wersji Heinrich von Reuss chciał mieć swoją ruinę - tak jak Schaffgotschowie, którzy byli właścicielami zamku Chojnik. Na początku XIX wieku Chojnik był już po pożarze spowodowanym przez uderzenie pioruna. Zazdrosny Heinrich miał więc w 1806 r. wybudować sobie swoje osobiste ruiny. 

Jednak inna wersja przeczy tej historii. Zamek nie był wynikiem zazdrości, ale został ufundowany jako pawilon myśliwski złożony z wieży pełniącej funkcję punktu widokowego i przylegającej do niej Sali Myśliwskiej. Już po ukończeniu prac (1841) szczyt Grodnej odwiedzali kuracjusze i turyści (gościła tu np. Izabela Czartoryska), jednak jeszcze przed 1939 rokiem zamek został opuszczony. Na szczęście teraz jest ratowany przed całkowitą rozsypką. 

poniedziałek, 5 września 2016

Wodospad Kamieńczyka. Szklarska Poręba

Wodospad Kamieńczyka (846 m n.p.m.) to najwyższy wodospad po polskiej stronie Sudetów - jego wysokość wynosi 27 metrów. Znajduje się na obszarze ścisłej ochrony, na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego. 
Wejście do wąwozu jest płatne - 3 zł bilet ulgowy i 6 zł bilet normalny. W miesiącach letnich zejście jest możliwe w godzinach 8:00-20:00, obowiązkowo w kasku ochronnym. 

Chociaż nie jest to górski szczyt, to osoby z lękiem wysokości mogą mieć mały problem - trzeba zejść po wąskiej :platformie, przez którą widać majaczące gdzieś w dole dno skalistego wąwozu...

Podobno za środkową kaskadą znajduje się sztuczna grota - Złota Jama wykopana przez Walonów, którzy przed wiekami poszukiwali tutaj ametystu. Drogocenne kamienie to również motyw legendy związanej z wodospadem. To właśnie ich poszukiwał Kamieńczyk Bronisz - klejnoty miały uzdrowić jego chorą matkę. Otrzymał kamienie od zakochanej w nim rusałki Łabudki i wyruszył do domu, by uleczyć matkę. Obiecał jednak rusałce, że do niej wróci. Po kilku dniach Łabudka ruszyła na poszukiwania Bronisza. Ujrzała, jak śmiertelnik spada w przepaść i skoczyła za nim. Jej siostry tak długo rozpaczały, że z ich łez powstał Wodospad Kamieńczyka.  

Dojście do wodospadu nie jest skomplikowane, a trasa jest w miarę łatwa, chociaż bardzo kamienista - nie porywajcie się tam w sandałkach czy japonkach ;) Początkowo szlak wiedzie łagodnie pod górkę, ale przy samym dojściu do wodospadu robi się już trochę stromo. Czas dojścia z parkingu w Szklarskiej Porębie to około 30 minut. Do Kamieńczyka prowadzi szlak czerwony w kierunku Szrenicy - odcinek Głównego Szlaku Sudeckiego. 

Miejsce jest po prostu baśniowe - nic dziwnego, że właśnie tutaj nagrywano sceny do filmowej adaptacji Opowieści z Narnii. Po obejrzeniu Kamieńczyka z dna wąwozu można jeszcze wejść na platformę widokową przy schronisku Kamieńczyk, a stamtąd podziwiać najwyższy stopień wodospadu.

środa, 31 sierpnia 2016

Krzyż pokutny i chłopcy bez głów. Ochla

Historia krzyża pokutnego w Ochli (od jakiegoś czasu należącej do zielonogórskiego Nowego Miasta) jest dosyć dobrze opisana. W 1604 roku Adam von Unruh zamordował Bartela Vettera, pasterza owiec. Żona owczarza zażądała zadośćuczynienia w wysokości 2000 talarów. Sędzia jednak okazał się stronniczy - von Unruh nie był byle kim - to ówczesny właściciel części Ochli.

Pani Vetter, w obawie, że von Unruh zaszlachtuje również ją, salwowała się ucieczką do Krosna. Sprawa nadal się toczyła. Wreszcie wdowie udało się wyegzekwować 1000 talarów. Gdy von Unruh - jak głosi legenda - pojawiał się w pobliżu grobu Vettera, ów grób zaczynał krwawić. Według drugiej wersji mordercą pasterza nie był von Unruh, lecz inny właściciel Ochli - von Rothenburg.

Krzyż znajduje się po lewej stronie schodków prowadzących na teren kościoła parafialnego Najświętszej Trójcy - za słupkiem i płotkiem wytyczonym wzdłuż schodów. Z ulicy jest praktycznie niewidoczny, zasłaniają go krzewy, przez które zresztą trzeba się przedrzeć, żeby podejść bezpośrednio do krzyża. 

Warto przy okazji podejść pod kościół i obejrzeć renesansowe płyty nagrobne. Największa przedstawia rycerza von Knobelsdorff. Trzy mniejsze to sylwetki dziecięce - Sigmunt, Friedrich i Casper von Knobelsdorff.

Chłopięce wizerunki zostały pozbawione głów - to częste na ziemiach poniemieckich... Przypomnijmy sobie chociażby bezgłowe rzeźby przy kaplicach grobowych w Jeleniej Górze, egzekucję na von Lachmannie i czuwającym przy nim aniele z mauzoleum w Jałowcu albo alegorię nadziei przy kościele w Kościelnikach Średnich. Można tylko przypuszczać, że za takie dekapitacje odpowiada albo Armia Czerwona przechodząca przez Dolny Śląsk w 1945 roku, albo też polscy osadnicy przesiedlani po wojnie na tzw. Ziemie Odzyskane. 

niedziela, 28 sierpnia 2016

Cmentarz na Sokolej Górze. Łagów Lubuski

Łagów Lubuski po raz trzeci na blogu. Jezioro Łagowskie i Trześniowskie oraz zamek Joannitów to miejsca, których nie da się tutaj nie zauważyć i nie da się ich ominąć. Tymczasem to, co interesowało nas najbardziej - stary cmentarz ewangelicki - jest ukryte i opuszczone. Podczas naszej wizyty nie było tu żywej duszy. 

Cmentarz znajduje się na szczycie gęsto zalesionej Sokolej Góry. Nie widać go ani od strony miejscowości, ani z zamkowej wieży, ani ze ścieżki spacerowej wytyczonej wzdłuż brzegów Jeziora Trześniowskiego. 
Najłatwiej dostać się tutaj, wchodząc na teren rezerwatu przyrody Buczyna Łagowska - wejście znajduje się za parkiem zamkowym, po lewej stronie wieży. Kilkadziesiąt metrów za bramą prowadzącą do rezerwatu znajdziecie murowane schodki - po lewej stronie ścieżki. Prowadzą właśnie na niemiecki cmentarz. 

Cały teren jest bardzo zaniedbany. Natura robi swoje - nagrobki są powoli pożerane przez zieleń. Mimo to łagowski cmentarz robi duże wrażenie. Jest dosyć rozległy i bardzo ciekawy. Coś, czego nie da się przeoczyć, to grupa nagrobków przypominających pieńki drzew - z oddali wyglądają po prostu jak część lasu. Na wielu grobach zachowały się zdobienia i symbole (np. coś, co przypomina masoński cyrkiel na największym grobowcu), na niektórych widać imiona i nazwiska zmarłych oraz daty narodzin i śmierci. 

Przy wejściu na cmentarz znajduje się głaz z napisem w języku polskim i niemieckim: "Pokój zmarłym, pokój żywym. 22.05.2012". Miał to być pewnie znak pamięci o niemieckich mieszkańcach przedwojennego Łagowa. Niestety na ustawieniu kamienia się chyba skończyło, bo stan cmentarza jest fatalny. 

środa, 24 sierpnia 2016

Rycerz w Płomieniach. Zamek Joannitów w Łagowie Lubuskim

Najbardziej charakterystyczna budowla Łagowa Lubuskiego znajduje się na przesmyku między Jeziorem Trześniowskim i Łagowskim. To zamek Joannitów, którego dzieje sięgają 1350 roku. Dziś niestety mieści się w nim hotel - niestety, bo z tego powodu komnaty nie są dostępne do zwiedzania. Można natomiast wejść na wieżę i zobaczyć oba jeziora z lotu ptaka. 

Joannici (a właściwie Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana) zostali oficjalnie uznani za zakon w 1113 roku. Zawiązali się na terenie Palestyny - ich zadaniem była obrona terytorialna, ale też konwojowanie kupców i pielgrzymów przybywających do Ziemi Świętej. Zakon miał charakter międzynarodowy - przyjmowano w jego szeregi szlachetnie urodzonych rycerzy bez względu na narodowość, co odróżniało joannitów od Krzyżaków. Co ciekawe, joannici działają nadal (z siedzibami w Rzymie i na Malcie) - obecnie zakon liczy ok. 10 000 członków, w tym 450 Polaków. Zakon posiada własną walutę (scudo), emituje własne znaczki pocztowe, przez ponad sto państw jest uznawany za samodzielny podmiot prawa międzynarodowego, działa jako obserwator ONZ, UNESCO, UNICEF.

Na ziemiach polskich joannici znaleźli się w XII wieku. Gdy w 1350 roku rozpoczęli budowę zamku w Łagowie, miejscowość znajdowała się na terenie niemieckiej Brandenburgii. Ich zadaniem było m.in. konwojowanie kupców pruskich podróżujących między Marchią Brandenburską i Wielkopolską. Do dziś po dwóch stronach zamku zachowały się dwie bramy obronne - Brama Marchijska i Brama Polska.W XIX wieku zakon działający na terenie Prus został skasowany, a jego dobra - w tym łagowska warownia - zostały przejęte przez państwo.

Zamek w Łagowie ma oczywiście swojego ducha. W XVI wieku część zakonników przeszła na protestantyzm. Reformatorem zakonu był komtur łagowskiego zamku, Andreas von Schlieben. Jako pierwszy z joannitów złamał śluby czystości, zawierając w 1544 roku związek małżeński. Nie wszystkim zakonnikom było to w smak - możliwość zawierania małżeństw mogła sprawić, że dobra joannitów ulegną rozdrobnieniu i podziałowi.  Niedługo po zaślubinach von Schliebena zgromadzenie zakonne oficjalnie zniosło celibat. 

Pomimo decyzji zgromadzenia Andreas i tak został skazany na wieczne potępienie. W 1571 roku komtura zamordowano. Jego duch - znany jako Rycerz w Płomieniach albo Płomienny Rycerz - błąka się do dziś po zamkowych komnatach. Ukazuje się jednak tylko wiosną i latem, zazwyczaj podczas burzy, w dodatku tylko mężczyznom.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Jezioro Łagowskie i Trześniowskie. Łagów Lubuski

Z jednej strony Jezioro Łagowskie, z drugiej Trześniowskie, a pomiędzy nimi niewielki, ale piękny Łagów Lubuski (gmina Łagów, powiat świebodziński). To miejsce potrafi zauroczyć!

Oba jeziora leżą na terenie Łagowskiego Parku Narodowego, oba są też polodowcowymi jeziorami rynnowymi. Oznacza to, że powstały w miejscu rynny polodowcowej i stąd ich kształt - wąskie, ale długie. Jezioro Trześniowskie (znane też pod nazwą Ciecz) jest jednym z najgłębszych jezior w Polsce: głębokość sięga prawie 60 metrów. 
Zachwycające krajobrazy w połączeniu z ciszą i spokojem, a do tego niezwykle czysta, wręcz krystaliczna woda - warto tu przyjechać! Jeziora jeziorami, ale będąc w Łagowie trzeba jeszcze zahaczyć o zamek Joannitów i ukryty w lesie cmentarz ewangelicki. Ale o tym następnym razem... 

czwartek, 18 sierpnia 2016

V3 - cudowna broń Hitlera. Poligon doświadczalny w Zalesiu

Eksperymentalna broń V3 miała posłużyć III Rzeszy do zbombardowania Londynu z francuskiego wybrzeża. Jeden z poligonów doświadczalnych "cudownej broni" - wunderwaffe - mieścił się w niewielkim Zalesiu na Pomorzu Zachodnim (gm. Międzyzdroje, pow. kamieński). Eksperymenty nad unikatową bronią prowadzono tu od marca 1943 do lutego 1945. 

V3 to działo wielokomorowe kalibru 150 mm wystrzeliwujące pociski, którym przyspieszenie nadawały eksplozje zachodzące w komorach na ładunek prochowy. Ładunki były rozmieszczone w ramionach działa rozmieszczonych co 3 metry wzdłuż lufy - ze względu na jej kształt badania nad prototypową bronią otrzymały kryptonim "Stonoga". W czterdziestu komorach mieściło się 200 kg prochu. Zasięg pocisków wynosił ok. 130 km - te, które testowano w Zalesiu, wystrzeliwano do Bałtyku, w kierunku Kołobrzegu. Pociski miały długość 3 metrów, ważyły 140 kg, a prędkość, jaką osiągały, to 1500 metrów na sekundę, co oznacza... prędkość ponaddźwiękową!  Pocisków V3 nie dało się zestrzelić ani wykryć za pomocą ówczesnych systemów radarowych.  Do obsługi jednego działa V3 potrzebnych było 150 żołnierzy.

Wystrzelenie gigantycznego pocisku z tak wielką prędkością wymagało wykorzystania odpowiedniej wyrzutni. W Zalesiu na wyspie Wolin były trzy takie wyrzutnie zamontowane na stoku wzgórza, każde o innej długości i kącie nachylenia. Najkrótsze mierzyło 60 metrów, kolejne 120 i 130 metrów. 

Pierwszą wyrzutnię - stanowisko ogniowe o konstrukcji stalowo-drewnianej - Niemcy zdemontowali w 1944 r. i przewieźli w Ardeny, skąd oddali ponad 150 strzałów w kierunku węzła kolejowego pod Luksemburgiem - to jedyne udokumentowane zastosowanie bojowe wielokomorowego działa V3 podczas II wojny światowej.
Pozostałe dwie wyrzutnie były wsparte na żelbetowych podporach dla lufy działa - elementy tych konstrukcji zachowały się do dziś (w najlepszym stanie jest stanowisko drugie).

Po przeprowadzonych próbach stwierdzono, że działa są gotowe do użycia - tak się jednak nie stało, w lutym 1945 do Zalesia wkroczyli Rosjanie i zajęli poligon. Zaraz potem wojna się skończyła. Rosjanie jednak nadal testowali V3, tak samo jak Amerykanie. Jedni i drudzy zarzucili prace nad bronią, uznając jej użycie za nieopłacalne.

To jednak nie koniec historii działa wielokomorowego. W 1990 roku podobną konstrukcją dysponował Saddam Husajn. Z odnalezionej przez Amerykanów dokumentacji wynika, że konstruktorzy Saddama posługiwali się niemieckimi planami z 1944 roku. Działa ustawione pod Bagdadem miały służyć do ostrzeliwania Tel Awiwu. Akcja pod kryptonimem "Baby Babilon" nie powiodła się - broń zbombardowali Amerykanie.

Zalesie czeka na kolejne odkrycia. Co prawda jest tu maleńkie muzeum V3 urządzone w dawnym schronie amunicyjnym, ale pod wzgórzem prawdopodobnie są jeszcze bunkry - koszary niemieckiej załogi, która liczyła ponad 500 żołnierzy. Poligon znajduje się jednak na terenie Wolińskiego Parku Narodowego, a więc jakiekolwiek prace zmierzające do odsłonienia domniemanych podziemnych koszar są na razie niemożliwe. 

wtorek, 26 lipca 2016

Cmentarna Cytadela. Poznań

Poznański Park Cytadela to nie tylko pozostałości po Forcie Winiary, ale też kilka  ciekawych cmentarzy.

Cmentarz parafii św. Wojciecha powstał w I połowie XIX wieku na terenie dawnej wsi Bonin. W związku z planami budowy twierdzy mieszkańców wsi wysiedlono, pozostał tylko cmentarz. W 1892 roku odbył się tu ostatni pogrzeb. Podczas oblężenia twierdzy w 1945 roku walki toczono m.in. na terenie tego cmentarza. Podczas walk o cytadelę wiele nagrobków zniszczono lub uszkodzono. 

Wojenny Cmentarz Bohaterów Radzieckich to miejsce pochówku żołnierzy radzieckich, nie tylko tych, którzy zdobyli twierdzę, ale też innych, którzy ginęli na terenie Poznania. W ponad 400 mogiłach leży tu przeszło 3600 poległych. W 2013 roku ktoś oblał pomniki czerwoną farbą i zostawił po sobie napis "Śmierć komuchą" (pisownia oryginalna!).

Wojenny Cmentarz Wspólnoty Brytyjskiej utworzono w 1925 roku - spoczywają tu żołnierze brytyjscy polegli w I i II wojnie światowej, a wśród nich uczestnicy Wielkiej Ucieczki , jeńcy z obozu w Żaganiu rozstrzelani z osobistego rozkazu Hitlera. Leżą tu też Kanadyjczycy, Irlandczycy i Australijczycy.

Cmentarz Bohaterów Polskich kryje ciała  cytadelowców, Polaków poległych w 1945 roku w walkach o Cytadelę. Są tu też mogiły zbiorowe: rozstrzelanych więźniów Fortu V, więźniów obozu koncentracyjnego w Żabikowie, straconych robotników przymusowych, ofiar stalinizmu i trzynastu zabitych podczas poznańskiego czerwca 1956. 

Cmentarz Garnizonowy powstał w 1922 roku, spoczywają na nim weterani powstania styczniowego, powstańcy wielkopolscy, a także ofiary wojny polsko-bolszewickiej, łącznie ponad 400 osób. Na tym terenie również toczyły się walki o twierdzę w 1945 roku, więc i ten cmentarz ucierpiał. Uporządkowano go dopiero w latach 70. - wtedy też ustawiono nowe płyty nagrobne w kształcie krzyży.

Niemiecki Cmentarz Honorowy z 1915 roku. Nie znalazłam o nim zbyt wielu informacji, tyle tylko, że byli tu chowani niemieccy żołnierze, którzy zmarli w lazaretach. Cmentarz honorowy został zlikwidowany, a na jego miejscu powstał cmentarz żołnierzy radzieckich. Dziś nie ma już także  na Cytadeli cmentarza prawosławnego. 

sobota, 23 lipca 2016

Fort Winiary. Twierdza Poznań

Budowę Festung Posen - Twierdzy Poznań - rozpoczęto w 1828 roku. Wówczas miasto pozostawało pod faktycznym panowaniem pruskim.  Decyzja o ufortyfikowaniu Poznania była podyktowana jego strategicznym położeniem - był to węzeł komunikacyjny łączący Prusy z Dolnym Śląskiem.

System fortyfikacyjny obejmował kilkanaście fortów, z których największa była cytadela na Wzgórzu Winiarskim (podobno był to też jeden z największych fortów artyleryjskich w Europie). W celu jego budowy wysiedlono mieszkańców dwóch wsi (Winiary i Bonin). Budowę Fortu Winiary zakończono dopiero w 1842 roku. 

Fort pełnił różne funkcje: w II połowie XIX w. był więzieniem dla polskich powstańców, potem dla jeńców duńskich, austriackich i francuskich. W czasie I wojny światowej fort opanowali powstańcy wielkopolscy. W 1939 roku znów trafił w ręce Niemców - i znowu stał się więzieniem. W kazamatach przetrzymywano więźniów polskich, brytyjskich i radzieckich. W lutym 1945 roku Armia Czerwona wespół z mieszkańcami Poznania - cytadelowcami - odbiła twierdzę z rąk Wehrmachtu.
Po II wojnie światowej cytadelę zaczęto sukcesywnie likwidować. Zanim jednak się to stało, właśnie tu odbyła się ostatnia publiczna egzekucja w Polsce. 21 lipca 1946 na Cytadeli powieszono Arthura Greisera - namiestnika Kraju Warty. Egzekucję oglądało... 15 000 widzów... 

Do lat 70. trwało oczyszczanie terenu z pozostałości po twierdzy. Terytorium Fortu Winiary przekształcono w Park-Pomnik Przyjaźni i Braterstwa Broni Polsko-Radzieckiej - dziś znany jako Park Cytadela. Obiektów fortyfikacyjnych nie usunięto jednak całkowicie - w dwóch budynkach pofortecznych mieszczą się dziś oddziały Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych. 
Dawne laboratorium artyleryjskie za adaptowano na potrzeby Muzeum Uzbrojenia. Druga placówka to Muzeum Armii Poznań, urządzone w korytarzu kazamatowym zwanym Małą Śluzą.

środa, 13 lipca 2016

Słup dystansowy poczty saskiej. Zgorzelec

Zgorzelecki słup dystansowy poczty saskiej to niestety tylko replika oryginału z 1725 r., który w 1945 r. został rozbity. Fragmenty tego oryginału w 1956 r. przeniesiono do wrocławskiego Muzeum Poczty i Telekomunikacji. 

Replika natomiast znajduje się przy Placu Pocztowym w Zgorzelcu, naprzeciw Mostu Staromiejskiego na Nysie Łużyckiej - granicy z niemieckim Goerlitz. W 2009 roku ustawiono go na dachu domu studziennego, w którym dawniej znajdowały się poidła dla koni pocztowych, teraz jest tu kiosk z papierosami.

Słup pocztowy miał informować o odległościach do poszczególnych miejscowości, wyrażonych w milach saskich. Poza tymi odległościami podawano też nazwę miasta, w którym ustawiono słup  (Goerlitz) oraz rok powstania słupa (1725). 

Oprócz symbolu poczty - trąbki pocztowej - słupy saskie posiadały też litery AR - Augustus Rex - czyli inicjały Augusta Mocnego. Z jego inicjatywy na trasach pocztowych ustawiano od 1721 roku słupy kamienne, które zastąpiły wcześniejsze słupy drewniane.  Na słupie zgorzeleckim nad inicjałami znajdują się herby Rzeczpospolitej i Saksonii. 

Słup znajdował się na trasie pocztowej Warszawa-Drezno. Zaznaczone na nim miejscowości to m.in. Halbau (Iłowa), Sorau (Żary), Sommerfeld (Lubsko), Christianstadt (Krzystkowice), Krossen (Krosno Odrzańskie), Sagan (Żagań), Waldau (Wykroty), Bunzlau (Bolesławiec), Haynau (Chojnów), Liegnitz (Legnica), Neumarkt (Środa Śl.), Breslau (Wrocław).

piątek, 24 czerwca 2016

Resztki basenu na Kamiennej Górze. Lubań

Opuszczony basen w Lubaniu na Kamiennej Górze (wzgórzu - wygasłym wulkanie) od dawna popada w ruinę, a w 2015 roku dobił go pożar. Ogień nie pojawił się z niczego - było to celowe podpalenie, które nie ominęło także pobliskich ogródków działkowych.

Basen pamięta jeszcze przedwojenny Lauban - wybudowali go Niemcy w 1930 roku. Podczas wojny obiekt nie ucierpiał i po 1945 roku korzystali z niego nowi mieszkańcy polskiego już Lubania. Nie był jednak modernizowany. Miasto nie posiadało funduszy na remont, co doprowadziło do zamknięcia pływalni w 1995 roku. 
Podobno w 2000 lub 2001 roku basen został uruchomiony na jeden sezon. Potem snuto marzenia o jego odbudowie, ale - jak to bywa - nie udało się pozyskać potrzebnych środków. Los basenu przypieczętował wspomniany pożar.

Kamienna Góra raczej nie ma szczęścia - niedaleko basenu znajduje się kolejny obiekt popadający w ruinę. To amfiteatr, który swego czasu mógł pomieścić 3 500 widzów. Teraz po ławkach zostały tylko smętne kikuty.

Nietrudno sobie wyobrazić, jak świetne mogłoby być to miejsce. Basen, amfiteatr pięknie położone w parku na wygasłym wulkanie... To niewykorzystany potencjał. Gdyby te obiekty działały, z pewnością Kamienna Góra tętniłaby życiem.  

niedziela, 12 czerwca 2016

Bunkry Blüchera. Ustka Zachodnia

 W 1937 roku w Stolpmunde (niemiecka nazwa Ustki) Niemcy rozpoczęli budowę baterii obrony przeciwlotniczej, czyli bunkrów Bluchera. Prawdopodobnie budowa nie została nawet ukończona, a wojsko (Kriegsmarine) użyło dział przeciwlotniczych tylko raz. W pobliżu miał powstać ogromny port, dzięki któremu Niemcy mogli skomunikować się z Prusami Wschodnimi omijając polski korytarz. 

Bunkry stoją do dzisiaj - zachowały się podziemne pomieszczenia dla dowódcy i załogi, stanowisko dalmierza, działo prowadzące i trzy działobitnie. Po wojnie miejsce to niszczało, przysypywane stopniowo przez wydmowy piasek. Kto wie, co stałoby się z obiektem, gdyby nie Joanna i Marcin Baranowscy, dzięki którym teraz funkcjonuje tu multimedialne muzeum. 

W podziemnej części można obejrzeć wystawy związane z bunkrami. Duże wrażenie robią manekiny, które naprawdę wyglądają jak żywi ludzie! Są też multimedialne niespodzianki... Na przykład w korytarzu łączącym bunkier dowódcy z pomieszczeniami pod działem prowadzącym zaskoczy was bardzo sugestywny alarm gazowy...  Poza podziemiami można obejrzeć również stanowiska działa prowadzącego, zachodniej, środkowej i wschodniej działobitni oraz dalmierza. Dodam, że wszystko jest świetnie opisane - w podziemiach znajdują się podświetlane ekrany informacyjne, na powierzchni natomiast tablice dotyczące poszczególnych obiektów. Można też skorzystać z audioprzewodnika. 

A co to było za ustrojstwo? Dalmierz służył m.in. do pomiaru prędkości i wysokości celu. Dane były przekazywane na stanowiska ogniowe, czyli działobitnie, w których znajdowały się ciężkie armaty przeciwlotnicze 10,5 cm. Żeby zestrzelić wrogi bombowiec, działo musiało wystrzelić 6 tysięcy razy. Zasięg usteckich dział wynosił 17 kilometrów. Teraz ze stanowisk prawie nie widać morza, wyrósł tu lasek, ale w latach II wojny światowej drzew nie było, więc teren wokół dział był doskonale widoczny. 

Dodam jeszcze, że oprócz historii bunkrów w muzeum można poznać też m.in. szczegóły przed i powojennego życia w Stolpmunde, planów budowy portu czy smutnej katastrofy statku Wihelm Gustloff. Dla mnie to najciekawsze miejsce w Ustce. I jeszcze jedno - warto od razu zajrzeć na plażę zachodnią i odnaleźć pozostałości po trzecim molo.