środa, 15 lipca 2015

Kirkut zamknięty na klucz. Lubliniec

Na cmentarz żydowski w Lublińcu (ul. 11 Listopada) niestety nie można wejść. Co prawda przed czerwonym murem, którym otoczony jest kirkut, ustawiono tablicę informacyjną z krótkim rysem historycznym, a na terenie cmentarnym utworzono lapidarium, ale obie bramy są zamknięte. To tłumaczy ilość i jakość zdjęć, które robiłam przez kraty w bramach. 
Dziwne, trochę schizofreniczne działanie - tworzyć lapidarium upamiętniające dawnych mieszkańców miasta, a jednocześnie zabraniać do niego dostępu...
Przez pierwszą bramę można dostrzec chaotyczny stos kamieni, być może z dawnych macew. Przez drugą widać fragment lapidarium, kawałek grobowca rodziny Konigsbergów i obelisk z gwiazdą Dawida na szczycie, złożony z płyt nagrobnych. 

Warto zaznaczyć, że pozostałości po kirkucie znajdują się na niewielkiej przestrzeni dawnego cmentarza. Jego większa część to obecnie siedziba LOK-u. Dopiero w 2008 roku władze miasta postanowiły uporządkować teren kirkutu. Zanim podjęto działania "przywracające kirkutowi należną mu cześć" (cytat z tablicy informacyjnej) po dawnych miejscach pochówku jeżdziły auta ze szkoły jazdy, a na grobowcu widniały antysemickie napisy... :( Może zamknięte furtki są znakiem tego, że kirkut musi być przed kimś broniony?...

niedziela, 12 lipca 2015

Opuszczony Czerwony Blok - szpital psychiatryczny w Lublińcu

Czerwony Blok, czyli blok C szpitala psychiatrycznego w Lublińcu, od 1894 r. funkcjonował jako Zakład dla Idiotów. Mieścił się tu m.in. IX oddział dla "niespokojnych chorych". Obecnie budynek jest opuszczony i przeznaczony do rozbiórki, którą zaplanowano na 2015 rok. Czerwony Dom znajduje się w centrum szpitalnego kompleksu, który nadal działa.
O wojennych dziejach lublinieckiego psychiatryka, w którym przeprowadzano Akcję T4, pisałam już w poście o szpitalnym cmentarzu. Teraz kilka słów o historii powojennej. 

17 stycznia 1945 r. do Lublińca wkroczyła Armia Czerwona. Przed ich nadejściem niemiecki personel szpitala psychiatrycznego zbiegł. Pacjenci zostali pozostawieni bez nadzoru. Można sobie tylko wyobrazić, jak wyglądało miasto pełne obłąkanych... Wkrótce szpital pod polską administracją wznowił pracę. 

Do metod leczenia należały elektrowstrząsy, z których wycofano się dopiero w latach 80. XX w. W tej samej dekadzie zrezygnowano ze stosowania śpiączki insulinowej. W ramach terapii lekami psychotropowymi pacjentom podawano m.in. haloperidol, ze względu na blokowanie motoryki zwany "chemicznym kaftanem bezpieczeństwa". 
W latach 60. XX w. w szpitalu prowadzono eksperymentalne leczenie psychozy maniakalno-depresyjnej poprzez podawanie chorym węglanu litu. Z eksperymentu zrezygnowano z powodu licznych skutków ubocznych, jakie towarzyszyły terapii...

sobota, 11 lipca 2015

Sanatorium śmierci. Lubliniec

W ramach nazistowskiej akcji T4 w latach 1939-1944 wymordowano tysiące osób niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie. Akcję prowadzono m.in. w szpitalach psychiatrycznych - także w tym w Lublińcu. Na istniejącym do dziś, ale już nieużywanym cmentarzu należącym do szpitala, znajduje się zbiorowa mogiła 194 dzieci uśmierconych w Lublińcu. Co prawda są tam też groby przed i powojennych pacjentów psychiatryka, ale dziś chcę opowiedzieć przede wszystkim o tych dzieciach. 

Akcją T4 w Lublińcu kierował Ernst Buchalik, ale dzieci kwalifikowała Elisabeth Hecker. Dzieci przywożono tutaj przymusowo, często bez zgody rodziców. Mówiono im, że jadą do sanatorium... Początkowo trafiały do oddziału A, znajdującego się w zamku. Tam Hecker decydowała o losie każdego dziecka - te, które uznała za upośledzone umysłowo lub fizycznie "bezwartościowe", kierowała do oddziału B, kierowanego przez Buchalika. 

Dzieci były kierowane na pneumoencefalografię, polegającą na spuszczeniu z mózgu części płynu mózgowo-rdzeniowego i zastąpieniu go powietrzem - dzięki temu można było wykonać kontrastowe zdjęcie rentgenowskie. Zabieg był bardzo bolesny. "Leczenie" małych pacjentów polegało na podawaniu im podwyższonych dawek luminalu.
Pierwszą reakcją było osłabienie i otępienie, potem pojawiały się wymioty, gorączka, torsje, czerwona piana na ustach, letarg. Śmierć następowała dopiero po jakimś czasie - dzięki temu można było fałszować dokumentację i podawać inną przyczynę zgonu.

Dzieci umierały w męczarniach na oczach swoich jeszcze żyjących koleżanek i kolegów z lublinieckiego sanatorium śmierci. Zdarzało się, że konały na podłodze, nie będąc w stanie doczołgać się do łózka. Po zgonie były grzebane na przyszpitalnym cmentarzu, gdzie dziś znajduje się zbiorowa mogiła. Niektórym preparowano mózgi i wysyłano do badania do Instytutu Neurologii w Breslau (Wrocław).

czwartek, 2 lipca 2015

Szlakiem bachusów. Zielona Góra

Wrocław ma swoje krasnale, a Zielona Góra bachusiki, nawiązujące do winiarskich tradycji miasta. Jest ich tu ponad trzydzieści, chociaż trzeba przyznać, że znalezienie figurek wcale nie jest trudne - najwięcej małych bachusów jest w centrum. 
Dziś pokazuję kilkanaście, wszystkie odwiedzone jednego dnia, w dodatku podczas jednego tylko spaceru z al. Niepodległości do Palmiarni. Uroda ich jest różna - niektóre są naprawdę pomysłowe, inne trochę mniej. Rozsiane po mieście bachusy (jakoś nie lubię zdrobnienia, którym się je określa) to z pewnością urozmaicenie miejskiego pejzażu, a przy okazji próba promocji marki miasta. Moim zdaniem jest ich jednak za dużo na stosunkowo niewielkiej przestrzeni - byłoby na pewno ciekawiej, gdyby odszukanie zielonogórskich bachusów sprawiało większą trudność. 
Ten ze zdjęcia obok, żłopiący wino, znajduje się na początku al. Niepodległości. Oto kolejne: