wtorek, 26 maja 2015

Po co komu zabytkowy cmentarz... Bogatynia / Zatonie

Cmentarz ewangelicki w Zatoniu, którego początki sięgają XVIII wieku, jest pisany w rejestr zabytków Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Nie wygląda jednak jak teren zabytkowy.

Dawna nekropolia znajduje się za ruinami kościoła pw. Marii Magdaleny. Część epitafiów jest wmurowana w ogrodzenie.Okazuje się niestety, że Zatonie jest chyba jakimś pechowym miejscem dla zabytków.

Pisaliśmy niedawno o kościele, który stał się przedmiotem bezmyślnej dewastacji - został podpalony w 2011 roku. Niestety, cmentarz również ucierpiał na skutek ludzkiej bezmyślności. 
W marcu 2015 roku ktoś połamał i podpalił drewniane krzyże, poprzewracał nagrobki, potłukł znicze. Dotyczy to nie tylko starej niemieckiej części cmentarza, przylegającej do kościoła, ale też tej części, która jest położona nieco dalej, za starym murem - z mogiłami Polaków.  Stan cmentarza nie jest jednak wynikiem zdarzenia z tego roku - to efekt długotrwałego zapominania o przeszłości tej miejscowości.

niedziela, 24 maja 2015

Nie igraj z ogniem. Bogatynia / Zatonie

Kościół ewangelicki pw. Marii Magdaleny w Zatoniu z 1709 roku (dziś jest to dzielnica Bogatyni) jeszcze do 2011 roku wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. Dach był w kilku miejscach podniszczony, ale jakoś się trzymał. W środku były elementy ołtarza oraz dwa piętra drewnianych empor, charakterystycznych dla ewangelickich świątyń (podobnych do tych z kościoła w Tomaszowie Bolesławieckim) wraz z półkolistą emporą dla chóru. Dzisiaj nie ma po tym ani śladu...

29 maja 2011 roku straż pożarna otrzymała zgłoszenie, że płonie wieża kościoła w Zatoniu. Konstrukcja wieży była drewniana, więc ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. W gaszeniu pożaru brało udział 13 zastępów straży - niestety, ta liczba okazała się pechowa. Kościoła nie udało się uratować -  wieża runęła na sam środek dachu, ten zawalił się, a spadające płonące belki dokonały zniszczeń wewnątrz świątyni. Przyczyną pożaru było prawdopodobnie podpalenie przy użyciu łatwopalnej cieczy...

Cztery ściany nadal stoją, nad głównym wejściem i ołtarzem zachowały się smętne resztki dachu, a pomiędzy nimi... niebo. Nie ma już zdobionych empor. Nie ma chóru. Pośrodku zgliszczy leży stos zwęglonych belek, wśród których rosną krzaki. 
Z tą szarością i zniszczeniem kontrastują pozostałości ołtarza - resztki czerwonej farby krzyczą, jakby chciały rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. Wygląda to jak otwarta, krwawiąca rana.

sobota, 23 maja 2015

Opuszczona szkoła czeka na nowe życie. Posada

Pierwsze, co musimy zrobić, to serdecznie podziękować obecnemu właścicielowi budynku za możliwość obejrzenia szkoły i zrobienia zdjęć, ale przede wszystkim - za ciekawą rozmowę! To osoba, która bardzo dba teraz o to, żeby budynek nie ulegał dalszym zniszczeniom. 

Skąd tytuł dzisiejszego wpisu? Opuszczona szkoła ewangelicka w Posadzie (pow. zgorzelecki, gmina Bogatynia) czeka na kogoś, kto będzie w stanie zapewnić jej nowe życie - jest na sprzedaż, a szczegółowe informacje znajdują się tutaj Mam nadzieję, że szybko znajdzie się inwestor, który sprawi, że ten budynek odżyje.  

Szczególna architektura budynku sprawia, że można go pomylić z kościołem - ale nie! To była szkoła ewangelicka, w której znajdowała się też kaplica. Powstała w 1896 roku. W oknach znajdowały się witraże - dziś niestety nie ma po nich śladu. 
Zachowały się natomiast zdobione okuciami drzwi wejściowe. Na parterze mieściły się klasy szkolne, a na piętrze kaplica. Miejsce po dawnej kaplicy jest jeszcze pokryte dachem (to ta strona, po której widać wieżyczkę). Niestety pozostała część dachu zapadła się w 2005 roku.

piątek, 22 maja 2015

Śmierć nauczyciela Faustmanna. Parzyce-Brzeźnik

22 stycznia 1921 roku nauczyciel z Ottendorfu (Ocice) Fritz Faustmann razem ze swoim synem jechał na motocyklu z Birkenbruck (Brzeźnik) w kierunku Paritz (Parzyce). Miał wyjątkowego pecha - w trakcie jazdy trafiła go w głowę kula, która była przeznaczona dla kogoś innego.

Zabójca pochodził z Liegnitz (Legnica). Jego ofiarą miał być nieuczciwy handlarz bydła. Podsłuchał w zajeździe, że ów handlarz wybiera się na motocyklu własnie w stronę Brzeźnika. Zaczaił się w lesie i - słysząc warkot motoru - strzelił. Cóż, ofiarą okazał się niewinny Faustmann. Mordercę udało się schwytać dzięki zeznaniom syna nauczyciela, na oczach którego zginął ojciec.

Taka historia kryje się za leżącym w polu kamieniem - zarastającym mchem, niepozornym i niemal niezauważalnym. Kamień został ufundowany przez przyjaciół i uczniów nieszczęsnego nauczyciela z Ocic. Znajduje się pomiędzy Parzycami i Brzeźnikiem, za rowem przydrożnym, w miejscu śmierci Faustmanna

czwartek, 21 maja 2015

Słup milowy poczty saskiej. Nowogrodziec

Słup milowy poczty saskiej w Nowogrodźcu (przy drodze do Lubania) jest podobno jedynym zachowanym w całości słupem milowym w Polsce. Niedaleko - właśnie w Lubaniu - znajduje się okazały słup dystansowy, a w Zgorzelcu - replika słupa dystansowego.

W 1721 roku August Mocny nakazał rozstawienie słupów dystansowych, milowych, półmilowych i ćwierćmilowych na traktach wykorzystywanych przez saską pocztę. Jedna mila pocztowa określała dystans, jaki pocztowiec pokonywał na pieszo w ciągu dwóch godzin (czyli odległość ok. 9 km, tzw. mila saska).  

Czterometrowy słup z Nowogrodźca, stojący przy dawnej trasie pocztowej Warszawa-Drezno, pochodzi z 1725 roku, o czym świadczy wyryta na nim data. Pod datą znajduje się symbol trąbki pocztowej, a nad nią inicjały AR, oznaczające "Augustus Rex" (król August). 
Na słupie umieszczono informację o odległości do Lubania: "Lauban St. 2 1/2" - czyli dwie i pół mili saskiej (ok. 22,5 km). Jest też inny numer - 112. To numer porządkowy (przypisane słupom milowym numery porządkowe zawsze były podzielne przez cztery).

Słup w Nowogrodźcu był ostatnim takim obiektem poczty saskiej przed granicą sasko-pruską - przebiegającą pomiędzy pruskim miasteczkiem Naumburg am Queis (Nowogrodziec), a saskim Ullesdorf (Ołdrzychów, dziś część Nowogrodźca). 

Słup milowy został odrestaurowany w 2004 roku z inicjatywy Poczty Polskiej i Gminy Nowogrodziec :)

środa, 20 maja 2015

Krzyże pokutne. Nawojów Łużycki (mission failed)

Pierwszy z krzyży pokutnych w Nawojowie Łużyckim (pow. i gmina Lubań) znaleźliśmy bez problemu - jest ustawiony tuż przy głównej ulicy, po lewej stronie drogi w kierunku Nowogrodźca (przy cmentarzu). Co ciekawe, oprócz rytu miecza na ramionach widnieją też tarcze. 
Drugi krzyż... Hmmm, no cóż, to nasza pierwsza porażka. Nie udało nam się go odszukać. Pani z agroturystyki podała nam dokładne wskazówki, ale od razu zaznaczyła, że o tej porze roku go nie znajdziemy, bo na pewno jest ukryty w chaszczach.  No i miała rację!

poniedziałek, 18 maja 2015

Okruchy renesansu. Nawojów Łużycki

Dwór w Nawojowie Łużyckim (pow. i gmina Lubań) powstał w 1570 roku z inicjatywy rodu von Tschirnhaus. Christoph Friedrich von Tschirnhaus podczas studiów we Włoszech zafascynował się architekturą renesansu. Po powrocie do Haugsdorfu (Nawojowa) postanowił wybudować dwór zainspirowany włoskimi dokonaniami. Od XVIII wieku dwór należał do sióstr zakonnych - magdalenek z Lauban (Lubania).

Po II wojnie światowej dwór opustoszał. Dziś zapewne nie byłoby nawet tego małego fragmentu krużganków, gdyby nie decyzja, żeby jedno skrzydło dworu zaadoptować na potrzeby kościoła, co uczyniono w latach 1966-1968. Współcześnie część zabudowań dworskich służy właśnie jako kościół pw. Matki Boskiej Szkaplerznej. 

Renesansowe fragmenty są niewidoczne od strony ulicy (droga Lubań-Nowogrodziec). Znajdują się na tyłach kościoła. 
Niestety, są to tylko okruchy - do dzisiaj zachował się niewielki wycinek dawnej dworskiej architektury - loggia.
Loggię tworzą dwupiętrowe krużganki - na parterze znajduje się sześć arkad z kolumnami w porządku toskańskim, a na piętrze dziesięć arkad z kolumnadą jońską. 

Między kondygnacjami, wzdłuż całej loggii, umieszczone zostały kartusze herbowe rodziny von Tschirnhaus i spokrewnionych z nią rodów. Kartusze są poprzedzielane kariatydami - muzyczkami. Nie wszystkie instrumenty trzymane przez kariatydy można rozpoznać. Ciekawymi elementami są też maszkarony. Wszystko to - co charakterystyczne dla renesansu - rozmieszczone w harmonijnym, powtarzalnym rytmie.

czwartek, 14 maja 2015

Kościół zabity dechami. Tomaszów Bolesławiecki

Opuszczony kościół ewangelicki pw. Św. Antoniego znajduje się w samym centrum Tomaszowa Bolesławieckiego, przy drodze krajowej 94. Niestety, nie udało nam się dostać do wnętrza - wszystkie drzwi są zamknięte, a okna zabite deskami. Udało się jednak zrobić kilka zdjęć przez szczeliny między deskami.

Kościół powstał w 1742 roku. W 1765 r. uległ zniszczeniu na skutek pożaru, odbudowa zakończyła się dwadzieścia lat później. Podobno od 1945 roku nie był użytkowany - Polacy zajęli znajdujący się niedaleko, po drugiej stronie drogi, kościół katolicki. 
Jednak z rozmowy z napotkanym przypadkiem mieszkańcem Tomaszowa wynika co innego - pan twierdzi, że jeszcze w latach 60. kościół był czynny, a on sam przyjmował tam pierwszą komunię. Poza tym dowiedzieliśmy się od niego kilku innych rzeczy. Do kościoła nie da się dostać, a klucze do niego ma katolicki proboszcz. Poprzedni ksiądz rozpoczął remont obiektu (stąd nowe rynny i dach).

środa, 13 maja 2015

Pałac w Tomaszowie Bolesławieckim, odsłona III

Pałac w Tomaszowie żył, dopóki funkcjonował tu PGR. Zabudowania folwarczne były używane jako pomieszczenia gospodarcze i kwatery dla pracowników, a sam pałac jako biuro. Przyjrzyjmy się dzisiaj pałacowi z tej perspektywy.

Po likwidacji PGR-u budynki opustoszały i zaczęły stopniowo zamieniać się w ruinę. To, czego nie dokonał upływ czasu, zrobili ludzie, ogałacając pałacowe pomieszczenia z czego tylko się dało. 

Do dzisiaj pozostały tu ślady po dawnych pracownikach PGR-u. Pomieszczenia gospodarcze co prawda służą dzisiaj jako składowisko śmieci, a kwatery mieszkalne dosłownie rozpadają się w pył, ale są tu jeszcze rzeczy, które świadczą o ich powojennym przeznaczeniu. W pałacu natomiast można znaleźć karty pracy i inne stare dokumenty.
Wszystko to świadczy o tym, że jeszcze niedawno toczyło się tu życie...

poniedziałek, 11 maja 2015

Pałac w Tomaszowie Bolesławieckim, odsłona II

Druga odsłona tomaszowskiego pałacu - dzisiaj zapraszam do środka. Uwaga, szwendanie się po pałacu może być niebezpieczne, i to z kilku powodów. Po pierwsze, wszystkie okna na parterze zostały zamurowane, dlatego jest tam ciemno (z wyjątkiem holu - zdjęcie obok). Po drugie, budynek jest naprawdę spory - mnóstwo tu pomieszczeń, zakamarków, klatek schodowych, więc bardzo łatwo się zgubić. Po trzecie - jest w strasznym stanie. W wielu miejscach w podłodze są dziury, deski są przegniłe, więc wystarczy chwila nieuwagi, żeby ekspresem polecieć na niższe piętro. 

To, co dla pałacu charakterystyczne, znajduje się tuż za głównym wejściem. To nietypowy hol - w suficie widnieje spory okrągły otwór, który na piętrze był kiedyś otoczony balustradą. W kopule( dwa piętra wyżej) też jest otwór (dawniej był tam witraż). Dzięki takiemu rozwiązaniu światło wpadające przez kopułę oświetla także parter. 

To jedyne w miarę jasne miejsce na parterze. Pozostałe pomieszczenia są kompletnie ciemne, a szkoda, bo jest tu pierwsza sala kominkowa. Udało nam się zrobić zdjęcie dzięki lampie błyskowej, ale w rzeczywistości nie widać tam nawet czubka własnego nosa. Kominek jest oczywiście zrujnowany, zachowały się natomiast ornamenty na suficie.

niedziela, 10 maja 2015

Pałac w Tomaszowie Bolesławieckim, odsłona I

Pierwsza odsłona pałacu w Tomaszowie Bolesławieckim (pow. bolesławiecki, gmina Warta Bolesławiecka) to budynek z zewnątrz i jego otoczenie. Od razu zapowiadam dwie kolejne odsłony - w drugiej zaproszę was do wnętrza, w trzeciej pokażę to, co zostało z urządzonego tu PRG-u i co zachowało się po jego pracownikach. 

Pałac powstał w 1701 roku, a w XIX wieku został przebudowany. Należał wówczas do Friedricha Theodora von Merckel, nadprezydenta prowincji śląskiej. Po II wojnie światowej wcale nie pogrążył się w ruinie, jak to było z wieloma innymi dolnośląskimi dworami. Wręcz przeciwnie - pałac dostał wtedy drugie życie. Wraz z dawnymi zabudowaniami folwarcznymi stanowił PGR, co wcale nie przyniosło złych skutków. W samym budynku pałacowym funkcjonowały biura, więc był bardzo dobrze zachowany. W latach 60/70 XX w. gruntownie go wyremontowano. 

Niszczenie zaczęło się po likwidacji PGR-u. Po transformacji ustrojowej pałac został opuszczony i od tamtej pory trwa proces rozkładu. Co prawda wszystkie okna na parterze są zamurowane, ale głównych drzwi już dawno nie ma, więc każdy może tu wejść. Jest zresztą kilka innych możliwości - do pałacu można się dostać także w bardziej ryzykowny sposób: przez piwnice lub od strony tylnej elewacji. 

Wejście przy ścianie frontowej jest otoczone gankiem z kolumnadą - na dachu ganku mógł być kiedyś balkonik. Na ścianie bocznej widnieją jeszcze  nieuszkodzone (!) białe sztukaterie - chyba jedyny element na zewnątrz budynku, który uchował się w takim dobrym stanie. Cała reszta robi posępne wrażenie. Dolne okna są zamurowane, a z górnych framug sterczą resztki szyb. Rozpad i rozpacz.

środa, 6 maja 2015

Krzyże pokutne. Lwówek, Pławna, Żerkowice

Wieść niesie, że krzyż pokutny z Lwówka Śląskiego pochodzi z 1582 roku - wtedy to, w noc wigilijną, pewien stróż miejski miał pożegnać się z życiem. Co ciekawe, na krzyżu widnieje data 1849 (niestety niewidoczna na zdjęciach) - data nie odnosi się do roku, w którym popełniono morderstwo (w połowie XIX wieku krzyży pokutnych już nie stawiano). Przed datą wyryto litery BC lub BL, jednak nie znalazłam  nigdzie wyjaśnienia tych rytów. W krzyżu zrobiono też okrągłe wgłębienie, być może na świecę. Znajduje się za wiaduktem, przy ul. Przyjaciół Żołnierzy.
Niedaleko - w Pławnej (gm. Lubomierz) - jest kolejny krzyż. Widnieje na nim nietypowy jak na krzyże pokutne wizerunek sztyletu. Nietypowy, bo nie w firmie rytu, ale wypukły. Na obu bokach krzyża widać wgłębienia - to otwory na belkę z płotu, w który kiedyś był wkomponowany. Podobno jest świadectwem morderstwa księdza i służącej. 
Można go znaleźć przy płocie, po lewej stronie drogi prowadzącej do kościoła św. Tekli.

poniedziałek, 4 maja 2015

Arka pana Darka. Pławna

Wyobraźcie sobie człowieka, który pewnego dnia znajduje muszlę i kojarzy ją sobie z potopem, a potem... przychodzi mu do głowy myśl, że fajnie będzie wybudować własną arkę. I nie tylko sobie to myśli, ale rzeczywiście tę arkę buduje! Oto kolejna odsłona pomysłów Dariusza Milińskiego z Pławnej (pow. lwówecki, gmina Lubomierz).

W budowę nietypowej instalacji angażuje mieszkańców wioski. Arka powstaje m.in., z drewna z rozebranych stodół. Na łące nieopodal kościoła św. Tekli, za Zamkiem Śląskich Legend, powstaje wielka drewniana łódź - ma 40 metrów długości i 10 metrów wysokości. Obok wejścia do środka ustawiono trzymetrowej wysokości... łyżki- wiosła. Jestem pod wrażeniem nie tylko samego pomysłu, ale też realizacji. Dla mnie arka jest ciekawsza i bardziej klimatyczna niż zamek Milińskiego, który opisałam w poprzednim poście. 

Czego spodziewalibyście się w środku? Zwierząt ratowanych przed potopem? Nic bardziej mylnego! Wskazówkę co do zawartości arki otrzymujemy już na łące, na której rozsiadła się nietypowa łódź. Stoją tu sakralne rzeźby. I rzeczywiście - wewnątrz Miliński urządził "muzeum" sztuki sakralnej. To jednak nie jest Sztuka pompatyczna, przez wielkie S, ale raczej sztuka mała - ludowa, prymitywna (w dobrym tego słowa znaczeniu), bliska człowiekowi i codzienności, a przez to bardzo szczera.

niedziela, 3 maja 2015

Wyprawa do wnętrza baśni. Pławna

Pławna (pow. lwówecki, gmina Lubomierz) nie byłaby tym, czym się stała, gdyby nie pewien artysta, który postanowił tu zamieszkać i... zrobić rwetes. Dariusz Miliński w 1994 roku założył tu Grupę Artystyczną Pławna 9. Otworzył we wsi galerię i dom pracy twórczej. Na tym jednak jego działalność się nie skończyła. Innym pomysłem Milińskiego (jednym z wielu) było uruchomienie Zamku Legend Śląskich.

Zamek znajduje się przy drodze Bolesławiec-Jelenia Góra - nagle zza zakrętu wyłania się bajkowy pomarańczowy budynek z wieżyczkami, otoczony niezwykłymi baśniowymi rzeźbami, kukłami, lalkami. Wejście do zamku może stać się właśnie wyprawą do wnętrza baśni...
Największą frajdą nie są wcale karkonoskie legendy (można ich wysłuchać z nagrania) ani nawet same lalki. Najciekawsza jest możliwość animacji kukieł - można nimi dowolnie poruszać za pomocą linek. 

Same lalki... cóż, ciekawe, ale mam wrażenie, że zostały tu zgromadzone trochę chaotycznie. Sądząc po nazwie tego miejsca, można by spodziewać się wystawy tematycznej, poświęconej właśnie legendom (dolno)śląskim. Tymczasem jeździec bez głowy ma raczej niewiele wspólnego z tym regionem.
Tak samo "śląskie" jest coś w rodzaju Tolkienowskiego orka, którego figura znajduje się przed zamkiem. Szkoda, że ekspozycja nie została przygotowana konsekwentnie. Szkoda też, że w pomieszczeniu umieszczono opisy wystawy tylko w języku niemieckim. 
Trochę marudzę, ale i tak polecam wizytę w Pławnej , reklamowanej jako "miejsce magiczne".W otoczeniu zamku są też trzy pracownie (były akurat nieczynne): kowalstwa artystycznego, ceramiczna i litograficzna.
To świetnie, że w takiej małej miejscowości pojawił się ktoś, kto robi tu zamęt. Dzięki Dariuszowi Milińskiemu możemy na chwilę zamienić się w teatralnych reżyserów, potrafiących tchnąć życie w kukły. 
To oczywiście nie koniec działalności Milińskiego - niedługo kolejne migawki z Pławnej.