Historia krzyża pokutnego w Ochli (od jakiegoś czasu należącej do zielonogórskiego Nowego Miasta) jest dosyć dobrze opisana. W 1604 roku Adam von Unruh zamordował Bartela Vettera, pasterza owiec. Żona owczarza zażądała zadośćuczynienia w wysokości 2000 talarów. Sędzia jednak okazał się stronniczy - von Unruh nie był byle kim - to ówczesny właściciel części Ochli.
Pani Vetter, w obawie, że von Unruh zaszlachtuje również ją, salwowała się ucieczką do Krosna. Sprawa nadal się toczyła. Wreszcie wdowie udało się wyegzekwować 1000 talarów. Gdy von Unruh - jak głosi legenda - pojawiał się w pobliżu grobu Vettera, ów grób zaczynał krwawić. Według drugiej wersji mordercą pasterza nie był von Unruh, lecz inny właściciel Ochli - von Rothenburg.
Krzyż znajduje się po lewej stronie schodków prowadzących na teren kościoła parafialnego Najświętszej Trójcy - za słupkiem i płotkiem wytyczonym wzdłuż schodów. Z ulicy jest praktycznie niewidoczny, zasłaniają go krzewy, przez które zresztą trzeba się przedrzeć, żeby podejść bezpośrednio do krzyża.
Warto przy okazji podejść pod kościół i obejrzeć renesansowe płyty nagrobne. Największa przedstawia rycerza von Knobelsdorff. Trzy mniejsze to sylwetki dziecięce - Sigmunt, Friedrich i Casper von Knobelsdorff.
Chłopięce wizerunki zostały pozbawione głów - to częste na ziemiach poniemieckich... Przypomnijmy sobie chociażby bezgłowe rzeźby przy kaplicach grobowych w Jeleniej Górze, egzekucję na von Lachmannie i czuwającym przy nim aniele z mauzoleum w Jałowcu albo alegorię nadziei przy kościele w Kościelnikach Średnich. Można tylko przypuszczać, że za takie dekapitacje odpowiada albo Armia Czerwona przechodząca przez Dolny Śląsk w 1945 roku, albo też polscy osadnicy przesiedlani po wojnie na tzw. Ziemie Odzyskane.