Mało brakowało, a zamiast malowniczego zamku w Kliczkowie (pow. bolesławiecki, gmina Osiecznica) byłaby dzisiaj ruina. W 1945 r. wyposażenie zamku zostało rozszabrowane przez Armię Czerwoną i polskich osadników. W kolejnych latach stacjonowało tu Ludowe Wojsko Polskie, co nie znaczy, że dbano o obiekt. Zamek niszczał, zapadły się dachy, runęła Galeria Oficjalistów i ujeżdżalnia. Kto wie, co byłoby tu teraz, gdyby nie znalazł się inwestor, który w 1999 roku zakupił zamek. Dziś jest to urokliwe, zadbane miejsce. W zamku mieści się centrum konferencyjno-wypoczynkowe.
Za przyzwoleniem hrabiego miejscowy leśnik i rzeźnik przerzucili przez druty kolczaste paczki z żywnością dla jeńców. Leśnik przeczuł, co się święci, i uciekł z Kliczkowa. Rzeźnik został, co skończyło się dla niego tragicznie - rozstrzelany przez SS, zginał przed własnym domem.
Próby ratowania zamku, który pogrążał się w ruinie, podjęło w 1999 roku małżeństwo z Wrocławia - Magdalena i Jerzy Ludwinowie. Stwierdzili, że zakochali się w tym miejscu i że muszą je uratować. Dziś jest tu hotel, pole golfowe, centrum konferencyjne, basen, spa...
Portal wejściowy, do którego prowadzi mostek, dawniej przerzucony nad fosą.
"Cześć przodownikom pracy!!!" - pamiątka po nie tak dawnych czasach...
Ta zieleń oplatająca mury i zakamarki zamku jest niesamowita!
Brama wjazdowa - Lwia Brama. Jeden lew uchował się na miejscu, drugi znajduje się w bolesławieckim lapidarium, o którym już pisaliśmy w poście Przeszłość zaklęta w kamień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz