W ramach nazistowskiej akcji T4 w latach 1939-1944 wymordowano tysiące osób niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie. Akcję prowadzono m.in. w szpitalach psychiatrycznych - także w tym w Lublińcu. Na istniejącym do dziś, ale już nieużywanym cmentarzu należącym do szpitala, znajduje się zbiorowa mogiła 194 dzieci uśmierconych w Lublińcu. Co prawda są tam też groby przed i powojennych pacjentów psychiatryka, ale dziś chcę opowiedzieć przede wszystkim o tych dzieciach.

Akcją T4 w Lublińcu kierował Ernst Buchalik, ale dzieci kwalifikowała Elisabeth Hecker. Dzieci przywożono tutaj przymusowo, często bez zgody rodziców. Mówiono im, że jadą do sanatorium... Początkowo trafiały do oddziału A, znajdującego się w zamku. Tam Hecker decydowała o losie każdego dziecka - te, które uznała za upośledzone umysłowo lub fizycznie "bezwartościowe", kierowała do oddziału B, kierowanego przez Buchalika.

Dzieci były kierowane na pneumoencefalografię, polegającą na spuszczeniu z mózgu części płynu mózgowo-rdzeniowego i zastąpieniu go powietrzem - dzięki temu można było wykonać kontrastowe zdjęcie rentgenowskie. Zabieg był bardzo bolesny. "Leczenie" małych pacjentów polegało na podawaniu im podwyższonych dawek luminalu.
Pierwszą reakcją było osłabienie i otępienie, potem pojawiały się wymioty, gorączka, torsje, czerwona piana na ustach, letarg. Śmierć następowała dopiero po jakimś czasie - dzięki temu można było fałszować dokumentację i podawać inną przyczynę zgonu.
Dzieci umierały w męczarniach na oczach swoich jeszcze żyjących koleżanek i kolegów z lublinieckiego sanatorium śmierci. Zdarzało się, że konały na podłodze, nie będąc w stanie doczołgać się do łózka. Po zgonie były grzebane na przyszpitalnym cmentarzu, gdzie dziś znajduje się zbiorowa mogiła. Niektórym preparowano mózgi i wysyłano do badania do Instytutu Neurologii w Breslau (Wrocław).