Stacja węzłowa Węgliniec (przed wojną Kohlfurt, a krótki czas po wojnie Kaławsk, pow. zgorzelecki) jeden z największych dolnośląskich terminali towarowych, rozsypuje się w pył. A to przecież dzięki kolei niewielka osada od 1847 roku zaczęła się rozwijać. To tędy przebiegała magistrala Śląskiej Kolei Górskiej, która połączyła Breslau (Wrocław) z Sudetami. Stacja pełniła też ważną funkcję w transporcie urobku z okolicznych kopalń. Była również ważnym przystankiem pasażerskim - można było stąd dotrzeć na zachód (Zgorzelec), wschód (Wrocław), północ (Żary) i południe (Jelenia Góra).
Podróżując w okolicach Borów Dolnośląskich, trudno ominąć tę stację. Pamiętam rozległą restaurację kolejową i poczekalnię - dzisiaj te pomieszczenia niszczeją, w dawnej restauracji zapada się już sufit. Nie ma też kasy biletowej. Zastąpiono ją na chwilę automatem biletowym. Automat się zepsuł, więc go po prostu usunięto... Nie ma zadaszenia peronów - została tylko strasząca metalowa konstrukcja. Farba odchodzi od ścian budynku, a okna, z których wypadły szyby, zasłonięto po prostu dyktą...
Zawieszono też lub ograniczono wiele połączeń - nie można już stąd dojechać do Niemiec, a jeszcze niedawno z Węglińca dało się dotrzeć bezpośrednio do Goerlitz, Drezna i Berlina.
Trudno patrzeć, jak stacja się rozpada. Za każdym razem, kiedy tam jestem, wydaje mi się, że dworzec wygląda jeszcze gorzej niż przy poprzedniej wizycie i jakoś nie zanosi się na to, by miało się to zmienić...
Widać, że kiedyś było tu ładnie - choćby po takich szczegółach.
No właśnie... Szyba wypadła? Karton załatwi sprawę!
Niby drobnostka, ale takie drobnostki składają się w całość, a całość straszy...
Tu była restauracja i poczekalnia.
Perony jeszcze do niedawna były zadaszone, teraz zostało to...
Peron 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz