poniedziałek, 17 września 2018

Śląska Fudżi - Ostrzyca (501 m n.p.m.)

Ostrzyca (501 m n.p.m.) jako najwyższy szczyt Pogórza Kaczawskiego zaliczana jest do Korony Sudetów Polskich. Ze względu na charakterystyczny ostry wierzchołek Ostrzyca bywa nazywana "Śląską Fudżi". Do japońskiego szczytu przyrównuje się ją również dlatego, że jest kominem wygasłego wulkanu. Prawdopodobnie Ostrzyca jako czynny wulkan była wyższa nawet o kilkaset metrów niż obecny komin wulkaniczny (rdzeń wulkanu) zbudowany z bazanitu - skały magmowej podobnej do bazaltu. 

Wokół szczytu Ostrzycy utworzono Rezerwat Przyrody Ostrzyca Proboszczowicka. Wyższe partie wzniesienia objęto ochroną głównie ze względu na relikt wulkaniczny i gołoborze (rumowisko skalne). Już w 1926 roku, gdy wygasły wulkan znajdował się jeszcze w granicach niemieckich, uznano ten teren za chroniony. Ochrona nie trwała jednak długo: w 1944 roku na Ostrzycy uznanej przez wojsko niemieckie za strategiczne miejsce wykopano okopy i wycięto część drzew. Polskie władze przywróciły dawnemu wulkanowi status chroniony dopiero w 1962 roku. 

Na Ostrzycę wiedzie szlak żółty z pobliskiej miejscowości Proboszczów (gm. Pielgrzymka, pow. złotoryjski). Możliwe jest podjechanie samochodem na jeden z dwóch leśnych parkingów usytuowanych u podnóża wulkanu. Poza parkingiem, wiatą i kilkoma ławeczkami rozmieszczonymi przy szlaku nie ma tu innej infrastruktury turystycznej, a sama Ostrzyca wydaje się stosunkowo mało znana. Szlak jest więc idealny dla tych, którzy nie lubią turystycznego tłoku! 

 Wejście (startując przy pierwszym parkingu) zajmuje ok. 30-40 minut. Od granicy rezerwatu na szczyt wiedzie ponad 400 bazaltowych schodów - momentami podejścia są dosyć strome. Ze szczytu rozpościera się widok na Pogórze Kaczawskie i Karkonosze. Ostrzyca to obowiązkowy punkt nie tylko na mapie Korony Sudetów Polskich, ale też Krainy Wygasłych Wulkanów!

piątek, 14 września 2018

Krzyż pokutny. Miedzianka

Miedzianka (gm. Janowice Wielkie, pow. jeleniogórski) - miejsce, którego nie ma... Niemal od początków swojego istnienia Miedzianka była miasteczkiem górniczym. Na przestrzeni wieków intensywnie eksploatowano to miejsce,  jednak prawdziwa katastrofa nadeszła po II wojnie światowej - wówczas wydobywano tu uran, który następnie transportowano do Związku Radzieckiego. Chaotyczna sieć tuneli przebiegała pod domami mieszkalnymi - od lat 50. XX w. miasteczko zaczęło dosłownie zapadać się pod ziemię. Szkody były tak wielkie, że resztkę mieszkańców wysiedlono na jeleniogórskie Zabobrze. 

Dzieje tego niezwykłego miejsca opisał Filip Springer. Swoją opowieść zaczyna właśnie od krzyża pokutnego:

"Zabobonni mówili, że to wszystko przez to, że w Kupferbergu [Miedziance] przed laty brat zabił brata. Przelanie braterskiej krwi miało ściągnąć na miasteczko klątwę. Przypominały o tym dwa kamienne krzyże postawione śląskim zwyczajem przez samego zbrodniarza tuż obok drogi biegnącej do Johannesdorfu [Janowic]. Memento na jednym z nich nie pozwalało zapomnieć. Wystawało zza traw za każdym razem, gdy ktoś spojrzał w tamtą stronę. Ludzie nauczyli się więc nie patrzeć. [...] Memento - jak ostrzeżenie, że za niektóre błędy przyjdzie płacić przez całe stulecia". 

Z dwóch krzyży, o których wspomina Springer, uchował się tylko jeden. Z Miedzianki zostało niewiele. A jednak warto tu przyjechać: żeby zobaczyć ślady uranowej historii miasta oraz... skosztować piwa z tutejszego browaru, który kilka lat temu tchnął życie w to umierające miejsce.